sobota, 26 stycznia 2013

Opowiadanie numero niepamiętam xD

Hej:)
Postanowiłam zalepić te dziure w braku postów i napisałam opowiadanie. Oto one:

    Stefan był zwyczajnym żulem. Mieszkał pod krzaczkiem i nie wiadomo jak, ale zawsze miał kase. 

   Pewnego dnia jego życie uległo gwałtownej zmienie. Wchodził do sklepu i nagle pod jego dziurawym butem objawił się totolotek. W sklepie było pusto, nie weidział kogo to, więc postanowił sobie zatrzymać.
   Powędrował do śmietników i znalazł stary długopis. Zaczął skreślać cyferki i poszedł z lacza dać ten kupon. 
   Minąły dni, a Stefan skombinował jakieś stare radio na dzień kumulacji. Usłyszał znajome sobie liczby. Podskoczył z radości i biegnąc po odbiór nagrody uśmiechał się pokazując swoje żółte zęby.
   Odebrał nagrode. Kupił piękny dom z basenem. Nowe ubrStefan był zwyczajnym żulem. Mieszkał pod krzaczkiem i nie wiadomo jak, ale zawsze miał kase.
  Pewnego dnia jego życie uległo gwałtownej zmienie. Wchodził do sklepu i nagle pod jego dziurawym butem objawił się totolotek. W sklepie było pusto, nie weidział kogo to, więc postanowił sobie zatrzymać.
  Powędrował do śmietników i znalazł stary długopis. Zaczął skreślać cyferki i poszedł z lacza dać ten kupon.
Minąły dni, a Stefan skombinował jakieś stare radio na dzień kumulacji. Usłyszał znajome sobie liczby. Podskoczył z radości i biegnąc po odbiór nagrody uśmiechał się pokazując swoje żółte zęby.
Odebrał nagrode. Kupił piękny dom z basenem. Nowe ubrania, życie miał usłane różami. Zrobił nawet przytułek dla jego kumpli. Był, oczywiście piękny, ale nie tak jak jkny dom z basenem. Nowe ubrania, życie miał usłane różami. Zrobił nawet przytułek dla jego kumpli. Był, oczywiście piękny, ale nie tak jak jego dom. I wszyscy żyli w szczęściu i bogactwie.ego dom. I wszyscy żyli w szczęściu i bogactwie.ania, życie miał usłane różami. Zrobił nawet przytułek dla jego kumpli. Był, oczywiście piękny, ale nie tak jak jkny dom z basenem. Nowe ubrania, życie miał usłane różami. Zrobił nawet przytułek dla jego kumpli. Był, oczywiście piękny, ale nie tak jak jego dom. I wszyscy żyli w szczęściu i bogactwie.ego dom. I wszyscy żyli w szczęściu i bogactwie.


Wiem, wiem. Beznadzieja, ale przepraszam, to wersja na szybko :) 

Przeprosiny i wiersz

Cześć:)

Chce przeprosić za moją dwu dniową nieobecność na blogu i zarazem podziękować za wchodzenie na niego (26 osób to chyba nie mało xD ). Now więc gorąco przepraszam i wpisuje wiersz:

Miś
Pluszowy jest, malutki też.
Kiedy on jest, uśmiechasz się!
W nocy odstrasza złe upiory i 
Możesz spać spokojnie, więdząc, 
że nie nie obudzą cie żadne senne zmory!
A teraz uśmiech, do zdjęcia chodź!
Miś, aparat no i ty!
Uśmiech na twarzy niesiesz dziś!

Prosze o komentarze i kolejne wejścia:)


wtorek, 22 stycznia 2013

Wiersz o niebie

Siemka:)

Przepraszam za to, że wczoraj nic nie napisałam, ale za to dziś tak:) O to tytułowy wierszyk o niebie:

Niebo ma wiele kolorów,
Teraz jest czarne,
Zaś za kilka godzin
Będzie niebieskie.
Potem białe,
Różowe, purpurowe,
A nawet czerwone, 
Pomarańczowe. 
Lecz nie ważne jaki kolor,
I tak jak w nie patrze,
Myśle tyllko
O jednej osobie.

niedziela, 20 stycznia 2013

Koniec z tą opowiastką!

Hej:)

No więc, z powodu braku czasu, oraz mojego lenistwa postanowiłam nie pisać już tego co było związane z Kariną, tylko rozpocząć coś nowego i krótszego:) Wam pewnie też nie chciało się czytać tak duuuużo. Więc od dziś będę pisała coś innego:) Może jakąś historie romantyczną, albo komedie? Jeszcze nie wiem, ale coś wy kombinuje:) Jak na razie zostawiam opowiadanie:

Bez tytułu  
 Kiedy się obudziłam, otulona byłam płatkami śniegu i wiedziałam, że coś jest nie tak. Choć nic nie pamiętałam, byłam pewna, że uciekłam z domu. Spojrzałam w górę i ujrzałam księżyc. Był piękny i w pełni. Nie zapomnę tego momentu. 
  Przyglądałam się mu badawczo, bo kratery były bardzo wyraźne i wydawało mi się, że... on się uśmiechał. Natychmiast otarłam oczy i spojrzałam jeszcze raz. Nic z tego, ciągle się uśmiechał. 
   Zrobiłam krok w tył poczym obróciłam się i nie wiem czemu biegłam przed siebie. W końcu się potknęłam. Zalała mnie fala zimna, strachu i Bóg wie czego jeszcze. Usłyszałam wołanie:
   - Nie chowaj się, Aniu, gdzie jesteś? Nic ci nie zrobię! - i w tedy zdałam sobie sprawę, że przed kimś uciekałam.
   Schowałam się za drzewem, upewniając się, że jestem niewidoczna. Zobaczyłam tego mężczyznę, który mnie wołał. Jak stąpał po ziemi, drzewa w lesie zdawały się być przerażone. Jego lokowane  brązowe włosy były straszne, twarz miał brzydką i z wrednym wyrazem twarzy. Odziany był w zgniło zieloną kurtkę, na której były ślady zadrapania i brązowe spodnie z dziurami, z pewnością niezrobionymi fabrycznie. Jak tylko dostrzegłam w jego ręku nóż, stanęłam wyprostowana za drzewem i wzięłam głęboki wdech. 
   Mężczyzna znowu mnie wołał, ale ani myślałam do niego podchodzić. ego kroki słychać było coraz bliżej i bliżej... Rzuciłam się do ucieczki i to w samą pore, bo norzem uderzył w drzewo, gdzie jeszcze przed chwilą miałam głowę. Biegłam przed siebie nie patrząc czy dalej mnie goni, czy sobie odpuścił. ,,Ciekawe co zrobiłam, że mnie goni?'' myślałam.
   Wybiegłam z lasu i ujrzałam śliczny dom. Byłam w ogródku i widziałam ścieżkę wiodąco do szklanych drzwi. Na chwilę się uspokoiłam, ale odwróciłam się i zobaczyłam tego faceta, który był coraz bliżej. Podbiegłam do tych drzwi i pukałam jak szalona, by ktoś mi je otworzył, nim będzie za puźno.
   Ktoś za szybą zapalił światło. Moim oczom ukazał się piękny salon urządzony w nowoczesnym stylu. Nożownik był już w ogródku i ze strasznym uśmieszkiem złoczyńczy zbliżał się do mnie. Nie przestawałam pukać. Za szybą była jakaś kobieta. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Łzy nadal ciekły mi z oczu a ona bez problemu otworzyła mi drzwi. Weszłam i natychmiast je zamknęłam.
   - Dziękuję pani i prosze, niech pani teraz te drzwi zakluczy! Ten facet chce mnie zabić a ja nie wiem za co! - krzyczałam w panice.
   Kobieta wyjrzała za szybę i zaraz zakluczyła drzwi. Do pokoju wkroczył mały chłopiec w niebieskiej piżamie, którą ozdabiały samochody.
   - Ania! Wróciłaś! - chłopiec ruszył w moim kierunku i mocno mnie przytulił.
   - Adaś, nie czas na to, musimy prędko zadzwonić na policję, przynieś mi mój telefon. - rzekła kobieta. Głos miała miły, aczkolwiek stanowczy.
   Po krótkim czasie przyjechali policjanci. Zajeli sie nożownikiem. Z nimi przyjechał doktor i stwierdził u mnie zaniki pamięci. Okazało się, że zostałam porwana. Podobno miałam szczęście, że jestem szybka. W końcu, jak twierdzi kobieta, która jest moją mamą, mam złoty medal za biegi. Dobrze, że ta historia się szczęśliwie zakończyła.


Wiem, końcówka licha i ogólnie lipa.
A wy uważacie tak samo, czy inaczej? Napiszcei komentarze, prosze.

sobota, 19 stycznia 2013

W nowej szkole

Siema!
Wreszcie! Napisałam te dalsze losy i naprawdę, wyszło nawet ciekawie... Ale to wy to macie ocenić nie ja. Zapraszam do czytania:)
P.S. Zbierzność osób i nazwisk PRZYPADKOWA!

W nowej szkole
 
 Karina wstała wczesnym rankiem, ubrała się na galowo w czarną spódniczkę, białą bluzkę i czarne lakierki. Włosy wyprostowała, choć nadal miała puszyste. Rzęsy potraktowała niezmywalnym tuszem a na usta nałożyła lekki, różowy błyszczyk. Zdążyła pomalować swoje długie paznokcie bezbarwnym lakierem.    Wyszła do kuchni, zjadła sałatkę, znowu pomalowała usta błyszczykiem i wyszła z domu żegnając się z tatą.
  W samochodzie siedziała mama i czekała na Karinę. Podwiozła ją do szkoły i się pożegnała, życząc miłego dnia i powodzenia.
   Dziewczyna wyszła z samochodu. Wkroczyła do szkoły pewnym krokiem i na widok tak małego korytarza i w porównaniu z jej starą szkołą, małą ilością uczniów, była przerażona. ,,W stu procentach nie poznam tu nikogo fajnego'' pomyślała, gdy zobaczyła jak się zachowują uczniowie. Weszła głębiej korytarza i natychmiast podszedł do niej pewien chłopak.
   - Cześć! Jestem Artur, a ty pewnie to ta nowa?
   - Tak, jestem Karina i miło mi cię poznać.
   - Mi również. Będziemy chodzili razem do klasy. Widzę, że jesteś lekko zdezorientowana. Może zaprowadzić cię na apel?
   - A mógłbyś?
   - Jasne, sam też bym tam szedł.
   - Faktycznie. - stwierdziła Karina i natychmiast poszli razem prosto na salę, zajmując naprawdę dobre miejsca w głębi sali.
   - Słyszałem, że przez całe życie mieszkałaś za granicą. Szczerze mówiąc zaskoczyła mnie twoja polszczyzna. Uczyłaś się tam polskiego?
   - Nie, to wina moich genów. Rodzice znaleźli mnie w Nowym Yorku przed drzwiami swojego mieszkania, jak miałam trzy latka. Zaadoptowali mnie i byli zaskoczeni, tym że mówiłam tak dobrze zarówno po polsku, jak i po angielsku. Chociaż, podobno mówiłam czasem jakieś dziwne, nieznane im słowa nie wiadomo po jakiemu! - Karina wpatrywała się w jego proste, obcięte na ukos, brązowe włosy i gładką cerę. Miał niebieskie oczy i ogólnie był przystojny. Był mniej więcej wysoki jak Karina. Dziewczyna zauważyła, że Artur wsłuchiwał się w jej opowieść, nie chcąc niczego pominąć a jednocześnie wpatrywał się w nią jak w obrazek.
   - Bardzo ciekawa i zarazem smutna opowieść - powiedział, jak tylko skończyła opowiadać.
   - A do tego prawdziwa.- rzekła pod nosem. Artur tego nie usłyszał i Karina była w duchu wdzięczna za to.
   Apel się rozpoczął. Nauczyciele uciszali gadających uczniów i zaczęli o czymś mówić. Karina starała się słuchać, ale cały czas rozmyślała, dlaczego ten chłopak był dla niej miły? Czemu to nie z jakimiś dziewczynami się zakolegowała od razu, tylko z chłopakiem?! To do niej nie docierało. Musiała znaleźć jakąś przyjaciółkę i w jej przypadku szybko!
    Gdy tylko apel się zakończył, Artur zaprowadził Karinę do klasy, która była ,,ich'' salą. To była wielka, polonistyczna sala z zielonymi ławkami i krzesłami. Sześcioma tablicami korkowymi, nad którymi widniały zdjęcia najsłynniejsych pisarzy, nie tylko polskich. Ściany były kremowe, biórko nauczycielskie z drewna o bardzo jasnym odcieniu brązu, stało tuż przy oknie. Na przeciwko biórka znajdowały się ławki, w sali były ich trzy rzędy: przy oknach, środkowe i przy ścianie.
    Artur zaprosił Karinę, żeby usiadła z nim w drugiej ławce środkowego rzędu. Dziewczyna posłusznie usiadła obok niego.
   Do sali wparowała jak burza pani Czarnowska. Była to tęga kobieta o krótkich czarnych włosach i piwnych oczach. Na brodzie miała wielki pieprzyk i ogólnie była strasznie brzydka i pomarszczona. Wyglądała jak kobieta na emeryturze. Karinę przeleciał dreszcz, bo to z tą kobietą musiała mieć godzinę wychowawczą i język polski.
   - Witaj moja klaso, znacie zasady? Te miejsca jakie macie teraz obowiązują was na lekcji języka polskiego przez cały rok! Chyba, że będą z was gaduły to porozsadzam! - W jej krzyku można było wyczuć nutkę spokoju a ze słów dostrzec było, że uczyła podstawówkę przez dobre sześć, dziesięć lat.
   - Hmmm, a ciebie nie pamiętam - zwróciła się do Kariny - Na środek się przedstaw!
   Karina wyszła na ,,środek'' klasy, czyli przed tablicę i się przedstawiła:
   - Nazywam się Karina Watson - tu śmiech uczniów z klasy, z wyjątkiem Artura, bo reszta skojarzyła sobie Scherloka Holms'a. - Tak, bardzo śmieszne. Tym sposobem ukazujecie wasz niski poziom inteligenci. Ale to chyba normalne, czyż nie? Wy Polacy ze wszystkiego zrobicie coś śmiesznego. -przemawiała z anielskim spokojem - Kontynuując, pochodzę z Nowego Yorku znajdującego się w Ameryce. Jestem w waszym wieku, interesuje mnie nowoczesna technologia, względnie komputery. Jednak w przyszłości nie mam zamiaru być informatyczkę, tylko, cóż to zostaje zagadką, nawet dla mnie samej. -zakończyła. Wszyscy zrobili zaskoczone miny ( z wyjątkiem Artura i pani Czarnowskiej), jak by nie osądzali, amerykanki o tak dobrą polszczyznę. Zmieszana tym faktem dziewczyna dodała:
   - Pytania? -Pewien blondyn o potężnej posturze, której nie uformowały mięśnie podniósł rękę.
   - Tak? - zapytała niczym nauczycielka.
   - Gdzie nauczyłaś się tak dobrze mówić po polsku?! - Karina zrobiła minę, jak by starała się to ukryć. Ale przecież zdradziła to Arturowi, czemu nie może całej klasie? Może to przez te jego piękne oczy... Nie! Z pewnością uważała go za osobę godną zaufania ale, czemu?
   - Wiesz, moi rodzice są polakami. - wydusiła z siebie.
   - Starczy tego, teraz poznacie wasz plan lekcji. Karino, usiądź na miejsce i notuj.
   Dziewczyna posłusznie usiadła obok Artura a pani Czarnowska pisała na talicy to, co miała wydrukowane na jakiejś kartce. Karina wszystko zapisywała w swoim biało-czarnym zeszycie w kratkę. Jego okłatka miała dwa kolory zmieniające się na przemian to biały, to czarny i znowu biały. Kolory układały się w fale, co nadawało uroku temu pięknemy zeszytowi, który dostała na gwiazdkę od jej przyjaciółki z USA.
   Kiedy pani Czarnowska zakończyła pisać odsłoniła tablicę i powiedziała, że klasa ma pięć minut na zapisanie, a pod nosem dodała ,,tak mało, bo muszę się przebrać w dresy, te ciuchy mnie uwierają.''. Karine roześmiała a uwaga, przez co klasa rzyciła na nią podejrzane spojrzenie, ale ona próbowała nie dać po sobie poznać zawstydzenia.
   Po napisaniu wszystkiego usłyszała klakson, podeszła do okna i ujrzała Skodę swojego taty, w której siedziała jej mama. Przesłoniła ze wstydu oczy ręką i po sekundzie zdjęła ją.
   - Nie wiem jak to u was w Ameryce, ale u nas jak rodzice kogoś odbierają, nie dzwonią klaksonem! - rzekła rozwścieczona pani Czarnowska. Można było to zrozumieć, nie codzień spotyka się tak... nietypową rodzinę.
   - Przepraszam. Moich rodziców dawno nie było w Polsce i zapomnieli jakich rzeczy się nie robi. - zestresowana dziewczyna, żeby rozładować napięcie  i rozweselić klase dodała:
   - Raz na stacji chcieli zapłacić euro, bo zapomnieli jaka tu jest waluta. -  niestety, nikt się nie zaśmiał. Pożegnała się i wyszła jeszczeraz przepraszając.
   Po przekroczeniu drzwi szkoły maszerowała rozwścieczona do samochodu. Wygarnęła mamie, że nie powinna trąbić itp itd. Opowiedziała jej nieszczegółowo jak przebiegł dzień w szkole (nieszczegółowo oznacza zero wzmianki o Arturze).
   Wrócili do domu. Karina pomaszerowała do swojego pokoju, nadal obrażona na mamę. Dzień spędziła pakuąc książki, upewniając się czy wszystko ma, leżakując i marząc o tym, by mieć hamak... Zamknęła oczy i odpłynęła w głębokim śnie...  


Przepraszam za błędy ortograficzne, które mogły się wkraść i prosze o komentarze:)

piątek, 18 stycznia 2013

Kolejny wiersz

Hejka:)

Znowu przepraszam, oglądałam dwa filmy i kompletnie zapomniałam, że muszę dokończyć... rozdział. Więc znowu napisałam wierszyk, mam nadzieję, że nie będziecie obrażeni na mnie za to, że znowu nie napisałam dalszych losów Kariny... 


Gdy ciemność okryje świat cały,
Mrok i strach się jednoczą,
By zniszczyć nasze piękne sny,
Lecz istnieje taka siła,
Co nie pozwoli tego im dokonać.
Jednoczy ludzi, 
Tworzy rodzinę, 
Co to za siła?
Czy to magia,
Czy to czary?
To uczucie bardzo ważne,
w życiu twoim
i też moim.


Dzięuję za uwagę, prosze o komentarze i zapraszam do czytania już jutro o nieznanej porze:)

środa, 16 stycznia 2013

Wędrówka w nieznane.

Hej:)

Chciałabym przeprosić, za nie napisanie dalszej części tej mojej powieści (xD), bo się nie wyrobię. Ten następny... rozdział wymaga więcej czasu. Ale za to jest wierszyk!

Karolina S.

Wędrówka w nieznane

Śnieżno biały puch,
obok mnie mój druch,
czegoś więcej chcieć?
Życie nie kończy sie, 
a ja z moim kompanem,
idziemy uliczkami w tę zimną,
noc bez celu. 
Włóczymy się razem!
I to jest ważne, w przyjaźni.
Ale tak bez celu w zimną noc?
Tak, to niektórych dziwi,
ale nie nas, nie mnie i nie jego!
A dlaczego?
Odpowiedź jest prosta! 
Lubi swe toarzystwo i nie 
odpuścimy, dopuki nie dojdziemy tam,
daleko, gdzie zaznamy spokoju
i wreszcie będziemy mogli porozmawiać
o tym, co nie ważne,
nie istotne.
Ważne, że razem.
Czyli jednak,
jest cel,
jest chęć,
ale nie ma mnie,
nie ma jego, 
jest śnieg.
A czemu tak jest?
Bo chodź by nie wiem,
 jakich argumentów użyła,
on woli swoich kumpli,
nie mnie,
nie wędrówkę,
tylko kumpli.

Dziękuję, za przeczytanie i proszę o komentarz. Napiszcie, co o tym uważacie:)
Ja osobiście twierdzę, że mi nie wyszło, a wy? Co o tym sądzicie?

wtorek, 15 stycznia 2013

Nowa piękność w mieście

Siemka:)
Dziś napisze opowiadanie, czycoś, które ze względów na długość rozdzieliłam. Hmmm, to będzie tak jakby iKsiążka, bo każdego dnia (te dni jak wejdę na kompa) dodam ciąg dalszy, pod inną nazwą to będą takie jakby rozdziały. Dziś będzie pierwszy o tytule ,,Nowa piękność w mieście'' (nie miałam pomysłów!) Nazwę całości (choć na nią wpadłam) napiszę innym razem, jak będzie to pasować do tematyki rozdziału, bo narazie pierwszy i jeszcze się to taknie rozkręciło, ale co ja bd zdradzać! Pierwszy też nie jest nudny! Jak chcesz dowiedzieć się czegoś senstownego, zapraszam do czytania.


Nowa piękność w mieście

   Karina siedziała oparta głową o szybę czarnej Skody Yeti swojego taty i była pogrążana we śnie. Szyba spłaszczyła jej zwykle puszyste rudawo-brązowe włosy, tak że wydawały się dłuższe. Szarozielone oczy pozostały zamknięte, tak jak jej pełne czerwone usta. Oto do polski zagościła nowa piękność! Jej figura modelki i twarz przypominają nie jedną modelkę a jej charakterek, cóż był nie od opisania. 
   Otworzyła lekko tylko prawe oko, by spojrzeć na zagłówek, o który oparta była głowa jej mamy. 
   -I oto jesteśmy na miejscu! Po takim czasie drzemki, chyba jesteś wypoczęta Karinko? -Oj, to był cios prosto w serce! Mama przeciez wiedziała, że Karina nie znosi być nazywana w ten sposób! Szybko się zerwała i urzyła swojej ciętej riposty.
   - Jestem człowiekiem! I to w dodatku leniwym! Lubię spać, czemu mi to robisz! - Wyszła z samochodu i trzasnęła drzwiami, tak że jej mama ze zdziwienia i strachu znieruchomiała na chwilkę. 
   Mama ruszyła za nią i przypatrywała się przez jakieś pięć sekund jak Karina kopie kamyk z załamaną miną.
   - Słonko, wiem jak tęsknisz za Nowym Yorkiem i pewnie czasem w szkole będziesz dyskutowac po angielsku, ale okaż chociaż trochę zainteresowania nowym domem! I jako iż jesteś najbardziej zniechęcona tą przeprowadzką, masz prawo jako pierwsza wybrać sobie pokój, bo wiesz jak tata chce mieć ten z garderobą? - to o tacie powiedziała trochę ciszej, Chyba nie chciała żeby usłyszał. Dziewczyna posłusznie wybrała się domu.
    Wygląd holu podziałał na nią uspokajająco. ,,Chyba, da się do tego przyzwyczaić. Po za tym jest to o wiele większe od naszego domu w ameryce, o wiele!'' pomyślała, ze świadomością, że to tylko jeden pokój! A co ją czeka dalej? Zostawiła za sobą hol połączony z kuchnią, którego podłogi były stare i drewniane, natomiast kremowe ściany były takie nowoczesne! Wielki plazmowy telewizor i skórzana kanapa taty dodadzą tu uroku i techniki!
    Weszła drewnianymi schodami w górę i otworzyła pierwsze drzwi po prawej. Był tam biały pokój, mający dobre dziewięć na osiem metrów przestrzeni! Zobaczyła pomiędzy oknami jakieś drzwi i jak je otworzyła stanęła na balkonie. Jego podłoga była z przyciemnionych szyb a balustrady biało-czarne na przemian. Wyglądało tu tak pięknie i nieprawdopodobnie! Weszła z powrotem do pokoju i zobaczyła jeszcze jedne białe drzw, które skutecznie wtapiają się w tło, ale zdradza je okrągła, srebrna klamka. ,,Przemaluję ja na biało'' pomyślała. Otworzyła i ujrzałą wielką garderobę! Półki, wieszaki i jeszcze były szuflady! Wszystko w bieli, ale tak aksamitnej, tak pięknej że przemalowanie byłoby grzechem. Pokój wygądał ślicznie, garderoba jak niebo, to jest idealny pokój, dla Kariny! 
     Z nową energią, omijając facetów z ekipy przeprowadzkowej, Karina wybiegła z domu i wzięła swoje bagaże. 
   - I co? Wybrałaś już pokój? - zapytała ją mama.
   - Oczywiście! Jak się idzie po schodach, pierwszy w prawo. I wara mi go przemalowywać, lub tapetować! Biel tego pokoju jest taka, że będę często sprzątać, dzięki czemu nie będę sie nudzić.
   -O! Sama na to wpadłaś? Bo jak ja ci to proponuję, to ty idziesz spać! -odrzekła mama. Karina puściła tę uwagę mimo uszu i zabierając bagaże udała się do swojego pokoju. 
   Nastała noc i faceci z ekipy już się zwinęli, zostawiając nam w domu wszystkie rzeczy w odpowiednich miejscach. 
   Do pokoju wtargnęła mama z zatroskaną miną. Karina czuła, że będzie kazanie, i się nie myliła.
   -Słonko, ja wiem, że jest ci ciężko, ale zawsze można się z tego wszystkiego pośmiać!
   - Niby jak? - pytała Karina z niedowierzeniem, a mama nie traciła uśmiechu z twarzy.
   - Jak cię zapisyawałam do szkoły, tu w polsce, dyrektor był oszołomiony tym, że nie wypiszę cie z lekcji angielskiego! - tu się zaśmiała - świetne, nie?
   - Nie, teraz będę miała o wele więcej nauki, chociaż, no przynajmniej z jednego przedmiotu będę miała dobre oceny.
   - Istnieje jeszcze wychowanie fizyczne i religia! Z tego też liczę na piątki.
   - Spoko, mamo! Nie wieżysz we mnie?
   - Oj wierzę, wierzę. A teraz idź spać. - Mama wychodziła z pokoju, ale zatrzymała się w progu, obróciła głowę by spojrzeć na Karinę i rzekła:
   - Tylko nie przezywaj koleżanek po angielsku, dobrze?
    - Nie bój się mamo! Nie jestem taka.
   - No nie wiem, po tym przedstawieniu na wieść o przeprowadzkę...
   - Bo nie wiedziałam, że tu jest tak ładnie! A teraz idź! Nie chcę mieć worów pod oczami pierwszego dnia szkoły w nowym kraju. 
   - Chyba nowym. - mama powiedziała to tak cicho, że ledwo było ją słychać. Ale Karina miała taki dobry słuch, że to się przed nią nie umknęło. 
   Mama wyszła z pokoju zamykając cicho drzwi. Karina zamknęła oczy i pogrążyła się we śnie.

C.D.N

Reszta, tak jak wspominałam, będzie jutro (o ile wejdę na kompa) A na razie proszę o komentarze, napiszcie co wam się podoba, a co nie. I chcę mieć pewność, że warto to pisać, więc naprawdę, proszę o komcie:)

czwartek, 3 stycznia 2013

Figurka z porcelany

Siemka
Dzisiaj napiszę opowiadanie o figurce z porcelany. Akcja ma miejsce w domu właścicielki wielu słynnych galerii sztuki. Musi na chwilę wyjechać i zostawia swoje córki w domu. Jak się zachowają dziewczyny pod nieobecnością mamy? Dlaczego tytuł brzmi ,,Figurka z porcelany''? Jak chcesz wiedzieć, to przeczytaj:) Zachęcam.


Figurka z porcelany
-Pa mamo, będziemy grzeczne. -Zapewniłam mamę przed jej wyjściem.
-No nie wiem, w końcu jesteś nieprzewidywalna. Na pewno poradzisz sobie z opieką nad Madzią?
-Bez obaw. Agata wpadnie mi pomóc. -Mama spojrzała na mnie ironicznie i wyszła trzaskając za sobą drzwiami.
            Po poręczy od schodów zjechała Madzia. Była bardzo szczęśliwa. Jak stanęła na nogi zobaczyła mnie stojąca przed drzwiami uśmiech zniknął jej z twarzy i zapanowała powaga.
-Mama pojechała? -Zapytała.
-Tak.
-No nareszcie! - Madzia podeszła do ściany i pukała w nią. W pewnym momencie, kiedy puknęła blisko regału z książkami zamiast obrazów, nad kominkiem był monitoring podwórka.
-Jej, kiedy ty to odkryłaś?!- Zapytałam
-Rok temu.
-Mając trzy latka? Uważaj, bo ci uwierzę!
-A znasz tajne przejście w kuchni?
-Nie.
-To ty wiele rzeczy o tym domu nie wiesz. -Orzekła i wyciągnęła żyłki, które przywiązywała do krzeseł i stolików.
            W domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Agatę. Przywitała mnie gestem ręki i weszła do środka.
-Czy ty stałaś przy drzwiach? Nikt normalny nie otwiera z takim sprintem drzwi.
-Tak, stałam, bo odprowadzałam mamę. Właśnie wyjechała do pracy.
-Fajnie. Teraz musisz się opiekować siostrą... -Agata zrobiła wielkie oczy i podeszła jak zahipnotyzowana do kominka i spojrzała na ekrany monitoringu.
-Kiedy wy to zdążyliście zamontować? Byłam u was zaledwie wczoraj wieczorem a tu... Ile to ma cali?!
-Sześćdziesiąt cztery. - Odpowiedziała Madzia. -Kiedyś z ciekawości liczyłam. - Madzia zawiązała żyłkę do przekrzywionego obrazu.
-Mogę wiedzieć co robisz? -Zapytałam. Madzia westchnęła i odpowiedziała mi szybkim tempem.
-Jak mama otworzy drzwi nieświadomie pociągnie żyłkę, która przewróci krzesła i one poprawią przekrzywiony obraz i nadusi przycisk, który wyłączy monitoring. -Ziewnęłam, kiwnęłam głową, że rozumiem a Agata odeszła od ekranów i potknęła się o żyłkę. Krzesła trafiły w regał i spadła porcelanowa figurka w kształcie kwitnącego drzewa brzoskwini. Razem z siostrą chwyciłyśmy się za głowy.
-Tylko nie to!
-Nic jej nie jest?
-Oj, nie wygląda na to.
-Już po niej! -Histeryzowałyśmy.
-Spokojnie, nic mi nie jest. -Powiedziała Agata.
-Ale nie o ciebie chodzi! Figurka mamy! Jest potłuczona!
-Sklei się.
-Jak posklejasz ona zauważy, bo jest krytykiem sztuki. Te figurkę dostała od jakiegoś chińczyka. Już po mnie. -Klęknęłam przed figurką obok Madzi.  -Po co ci te żyłki! Mogłaś to sama wyłączyć.
-Przecież ja o tej porze miałabym spać, a ty nie wiesz gdzie przycisk.
-Faktycznie.
-Przepraszam. -Wyszeptała Agata. -Może zwalisz winę na twojego brata?
On wyszedł przed mamą. Nam jest potrzebny jakiś dobry plan. Macie pomysły? -Spytałam z nadzieją w głosie.
-O! Może mama to zbije! Zwiążmy sznurki przed drzwiami, ona się przewróci i ustawimy tak krzesła, żeby wyglądało na to, ze ona zbiła! Tylko musimy posklejać to z powrotem.
Zabrałyśmy się do pracy. Ja i Agata sklejałyśmy a Madzia zajęła się krzesłami. Żyłką przy drzwiach zajęłyśmy się wszystkie.
               Drzwi się otworzyły, monitoring był wyłączony. Mama nadepnęła na żyłki. Włączyła światło i to nie ona. Stał tam Kacper. Zobaczył rozbitą figurkę i wyszedł bez słowa. Pozbyłyśmy się sznurków i chciałyśmy obmyślić kolejny plan, ale było za późno. Mama otworzyła drzwi. Była w wyśmienitym humorze.
-Hej brzdące!
-Cześć mamo. Muszę ci coś powiedzieć. -Zaczęłam smutno.
-Chodzi ci o to, że stłukłaś moją kopie figurki drzewka brzoskwiniowego?
-Tak, ja przeprasz... Jak to, kopię?!
-Ha, ha dziewczynki, ja wszystkie oryginały trzymam w gabinecie pod kluczem, bo wiem jakie z was łobuziaki. A wiedziałam, bo mam telefon podłączony do monitoringu!
-To ja już pójdę. Dowodzenia. -Pożegnała się z nami Agata i wyszła.
-To nie dostanę kary? -Zapytałam z nadzieją.
-Nie. -Odetchnęłam z ulgą. -Tylko będziesz musiała odkupić tą kopię.
-Co?!
-Żartowałam! - Schowałam płaszcz mamy do szafy i usiadłyśmy oglądać wiadomości.


środa, 2 stycznia 2013

Wiersz o lenistwie

To pierwszy post na tym blogu i chcę was, moich czytelników (xD) powiadomić o tym, o czym będzie ten blog. A więc będę pisała tu wiersze, które wymyślę, opowiadania i ich opinie według mnie i za każdym razem będę prosiła o opinie w komciu.
Zacznijmy może od wiersza a potem może dam opowiadanie...