niedziela, 24 lutego 2013

Świat marzeń

Hejka:)
Znalazłam mój stary wierszyk w brudnopisie. Powstał w skutek nudów, ale mi się on podoba:)

Świat marzeń
Pewnego dnia uciekłam,
w daleki świat,
gdzie ludzie ze zwierzętami rozmawiali
i latali z ptakami.
Smoki i inne stwory,
piły herbatkę u cioci Joli,
W ten ktoś krzyknął:
-Maju! Obiad!
I świat magiczny zniknął,
równie szybko,
jak się pojawił.

sobota, 23 lutego 2013

Brak postu.

Hejka:)
Chciałam was poinformować, że na dzień dzisiejszy nie chce mi się nic pisać, więc proszę wejść i przeczytać inny mój post i ocenić go w komentarzu. A w zanadrzu nie mam nic innego, bo wszystko wykorzystałam. Jak napiszę coś nowego, zamieszczę to tu, bez obaw:)

piątek, 22 lutego 2013

Scenariusz teatralny ,,Królewna śnieżka''

Siemka:)
Napisałam scenariusz pt. ,,Królewna śnieżka i siedmiu krasnolódków''. I nie weim co z nim zrobić, bo pisałam z nudów, a w szkole wystawiamy co innego, więc może się przyda komuś innemu:)

Występują: Konferansjer, Śnieżka, Lustro, Królowa, Leśniczy, 7 krasnolódków, Książe (ogółem na 13osób)

Wystrój sceny według własnego pomysłu

Konferansjer: Teatrzyk Spoko Yoko ma zaszczyt wam zainscenizować bajkę pod tytułem ,,Królewna Śnieżka i siedmiu krasnolódków''. A historia jej jest taka, że Śnieżki mama umarła i jej tata, dobry król się ponownie ożenił i Śnieżka ma wredną macochę. A macocha jej stoi przed lustrem i przemawia do niego.
(Królowa w sukni różowej w róże stoi przed lustrem i poprawia ciągle fryzurę i ułożenie sukni. A lustrem jest chłopak w białych ciuchach lub ,,udekorowany'' w pozłotka)
Królowa: Lustereczko powiedz przecie. Kto jest najpiękniejszy w świecie?
Lustro: Tyś królowo piękna jak gwiazda na niebie, lecz Śnieżka jest piękniejsza od ciebie.
(Królowa jest zaskoczona słowami lustra a na scenę wchodzi Śnieżka tańcząc i śpiewając. Jest w wyśmienitym humorze)
Królowa:  Lusterko! Ty nie do wiary! Leśniczy!!!
Konferansjer: Do królowej podchodzi leśniczy.
Leśniczy: Tak miłościwa pani? Królowo wszystkiego i najpiękniejsza w świecie damo? Cóż zrobiłem, że mam zaszczyt panią widzieć?
Królowa: Zobacz. Tam jest taka szpetna, stara oślizgła nawet nie wiem czy kobieta ale jest tam.
Konferansjer: Leśniczy zobaczył Śnieżkę a potem orzekł królowej.
Leśniczy: Ale miłościwa pani, ja tam ujrzałem tylko piękną dziewczynę.
Królowa: Ale to ona! Masz mi przynieść jej głowę! Inaczej ja utnę twoją!
(Leśniczy złapał się za szyję i przełknął głośno ślinę)
Leśniczy: Zabieram się do ucinania.
(Królowa i lustro odeszli)
Konferansjer: Leśniczy najchętniej nie zrobiłby tego zadania, ale nie chce sam stracić głowy.
Więc stoi nad schylającą się po kwiatki Śnieżką i wymachuje nożem.
(Śnieżka w pewnej chwili wstaje)
Śnieżka: O, masz nóż. Jak miło, teraz kwiatki się łatwiej zerwie.
(Królewna zabrała leśniczemu nóż i zerwała kwiatki)
Leśniczy: Ja tak nie mogę! Królowa kazała mi uciąć ci głowę! A ty mas śliczną głowę! A jak nie dam twojej to weźmie moją!
Śnieżka: A może całą mnie jej dasz?
Leśniczy: Ale ty żyjesz!
Śnieżka: Udam trupa!
(Królewna oparła głowę na swój bark i udawała trupa)
Leśniczy: To nie wypali! Idź! Biegnij do lasu a ja coś wykombinuje!
Konferansjer: Śnieżka pobiegła do lasu a leśniczy ścieżką wrócił do zamku. W zamku królowa dalej przeglądała się w lustrze.
(Leśniczego i Śnieżki nie ma na scenie, ale przyszła królowa i lustro)
Królowa: Lustereczko, czemu leśniczy tak się wlecze?
Lustro: Nie wiem królowo.
Konferansjer: Wtem zjawia się leśniczy i trzyma coś w ręku.
(To co trzyma leśniczy to balon lub piłka z narysowaną twarzą i peruka na nim)
Leśniczy: Oto  trzymam głowę śnieżki.
Królowa: No nareszcie! Jak to dobrze, że się jej pozbyłeś! A teraz wyjdź. Niedługo zostaniesz solidnie wynagrodzony.
Konferansjer: Leśniczy odszedł. Kłaniając się przed wyjściem.
Lustro: Dobrze, że nie pyta mnie, kto jest najmądrzejszy.
Królowa: Spytam się, tak dla pewności jeszcze raz. Lustereczko, lustereczko, kto jest najpiękniejszy w świecie?
Lustro: Tyś królowo piękna jak gwiazda na niebie, lecz Śnieżka jest piękniejsza od ciebie.
Królowa: Co?! Ten leśniczy mi sporo zapłaci za tę hańbę! Ta głowa też!
(Królowa kopnęła balon/piłkę i peruka spadła.)
Sprzątaczki nie zabrały miotły!
(Królowa podnosi perukę myśląc, że to miotła)
Idę im to rzucić prosto w twarz!
Konferansjer: Lustro i królowa odeszli. Śnieżka natomiast błąka się po lesie.
(Śnieżka wchodzi na scenę)
Śnieżka: Gdzie ja jestem? Jak tu zimno. Ojej, ojej co teraz będzie?
(Śnieżka siada na podłogę i rozpacza, gęsiego wchodzą krasnoludki  Mędrek, Gburek,  Apsik, Wesołek, Śpioszek, Gapcio, Nieśmiałek. Wszyscy śpiewają piosenkę ,,My jesteśmy krasnoludki'' zespołu Fasolki)
Konferansjer: Przychodzą rozśpiewane krasnoludki.
Wszystkie krasnoludki:
 My jesteśmy krasnoludki,
Hopsa sa, hopsa sa,
Pod grzybkami nasze budki,
Hopsa, hopsa sa,
Jemy mrówki, żabie łapki,
Oj tak tak, oj tak tak,
A na głowach krasne czapki,
To nasz, to nasz znak.

Gdy ktoś zbłądzi, to trąbimy,
Trutu tu, trutu tu,
Gdy ktoś senny, to uśpimy,
Lulu lulu lu,
Gdy ktoś skrzywdzi krasnoludka,
Ajajaj, ajajaj,
To zapłacze niezabudka,
Uuuuu.
(Po skończeniu piosenki krasnoludki ustawiają się za płaczącą Śnieżką, Apsik co jakiś czas kichał, Gburek złożył ręce i był gburowaty, Wesołek się weselił, Śpioszek przysypiał a Gapcio się na niego przewracał. Nieśmiałek kręcił się i był nieśmiały. Apsik wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podaje Śnieżce )
Apsik: Chcesz chusteczkę?
Śnieżka: Nie, dziękuję.
Apsik: Weź, ja mam ich całą, całą, całą Aaaaa A Psik!
Śnieżka: Na zdrowie. Kim jesteście?
 (Mędrek poprawił okulary na nosie)
Mędrek: Jesteśmy krasnoludkami. Ja jestem Mędrek.
Gburek: Ja Gburek.
(Apsik kichnął a gburek znowu się naburmuszył)
Apsik: Ja jestem Apsik.
(Apsik kichnął a wesołek wywijał wesołe obroty)
Wesołek: Witam, dobry mamy dzionek. Ja jestem Wesołek :)
(Wesołek szturchnął i obudził śpiącego Śpioszka, który ziewnął i ospale się przedstawił)
Śpioszek: Jestem Śpioszek. Dobra noc.
(Śpioszek ziewnął a Gapcio potknął się o własną nogę i spadł na Śpioszka)
Gapcio: Ja nazywam się Gapcio.
(Nieśmiałek jąkając się nieśmiało się przedstawił)
Nieśmiałek: J-j j, ja jestem N-n, nie, nieśmiałek.
Mędrek: Śmiem zapytać, jako iż nas znasz to jak ty się nazywasz?
Śnieżka: Ja jestem Śnieżka.
(Krasnoludki zrobiły zaskoczone miny, nawet Gburek, Śpioszek i Wesołek. Tylko Gapcio się poślizgnął, ale pozostał w zdziwieniu.)
Nieśmiałek: Ta królewna Śnieżka? Córka króla Bernarda?
Śnieżka: Tak.
Wesołek: Śpioszku! Powiedz wreszcie coś Śnieżce! To królewna najprawdziwsza!
Śpioszek: Królewno, czy chce królewna dobra dla swych poddanych?
Śnieżka: Oczywiście!
Śpioszek: To nich królewna pozwoli mi spać.
Gapcio: A ty ciągle o spaniu!
Nieśmiałek: Spójrz na siebie, ty ciągle się przewracasz.
Mędrek: Nie kłóćcie się przy damie.
Gburek:  My też jesteśmy damami.
Mędrek: Wiem, ale chodziło mi o królewnę.
Śpioszek: A tak w ogóle, to co królewnę do nas sprowadza?
Śnieżka: Moja macocha chce mnie zabić. I przychodzę z prośbą o schronienie. Czy mogłabym u was przenocować?
Gburek: Dla królewny, wszystko!
Konferansjer: Królewna razem z krasnoludkami poszła do ich chatki a królowa i lustereczko obmyślają plan.
(Śnieżka i krasnoludki odchodzą a na scenę wchodzi Królowa i lustereczko. Królowa ma koszyk z grzebieniem i lustrem)
Królowa: Dam ten zatruty grzebień Śnieżce i dopilnuje by się uczesała! A jak już to zrobi to trucizna dostanie się do jej organizmu i umrze! (diaboliczny śmiech)
Lustro: To naprawdę chytry plan miłościwa pani.
Królowa: Dziękuję ci lustereczko. Tylko powiedz mi, gdzie ją znajdę? 
Lustro: Znajdziesz ją za siedmioma górami, za siedmioma lasami i za siedmioma rzekami w chatce krasnoludków.
Królowa: To czas ruszać! Ale nie w tym stroju. Muszę wyglądać inaczej. Chodź ze mną lustro.
(Królowa i lustro zeszli ze sceny)
Konferansjer: podczas gdy królowa poszła Śnieżka sprząta przed chatką krasnoludków a one po kolei się z nią żegnają, bo idą do pracy w kopalni.
(Śnieżka wchodzi na scenę i sprząta a krasnoludki ostawiają się za nią i okręgiem ją mijają mówiąc do niej po kolei z szeregu)
Mędrek: Żegnaj piękna królewno.
Gburek: Żegnaj Śnieżko
Apsik: Do zobaczenia Śnieżko
Wesołek: Miłej i wesołej pracy Śnieżko.
Śpioszek: Żegnaj Śnieżko.
Gapcio: Pa pa Śnieżko.
Nieśmiałek:  Do zobaczenia Śnieżko.
Wszystkie Krasnale: Hej ho, hej ho Do pracy by się szło!
Śnieżka: Jakie te krasnale są uprzejme. Udzieliły mi schronienia przed moją macochą. Mam nadzieję, że mnie tu nie znajdzie. Myślicie dzieci, że wie gdzie jestem?
 (Po odpowiedzi widowni Śnieżka rozmawia dalej z publiką)
Ja uważam jednak, że skoro jestem tak daleko od domu to nie powinna wiedzieć.
Konferansjer: Śnieżka wesoło zamiatała podłogę, kiedy przychodzi królowa przebrana za staruszkę. Biedna Śnieżka myśli, że to starsza pani i nie udźwignie koszyka pełnego jagód i grzybów.
Śnieżka: Ojej, może pani pomogę? Taki ciężki koszyk pani niesie. Chociaż do końca ścieżki pani pomogę.
Staruszka (królowa): Dziękuję ci moje dziecko. Proszę.
(Staruszka podała śnieżce koszy i mówi dalej)
Niosę to od godzin kilku, żeby dojść w końcu do mojego domu. A jeżeli mogę spytać to panienka sama tu mieszka? W środku lasu?
Śnieżka: Sama to tu nie mieszkam. To przytulna chatka siedmiu krasnoludków. Teraz są w kopalni a ja tu jestem tymczasowo, bo uciekam przed macochą.
(Śnieżka podała koszyk staruszce a ta wyciąga z niego grzebień i malutkie, kieszonkowe lusterko)
Staruszka: Ojejku, dziecino bardzo jest mi cie żal. Ale za pomoc podaruję ci to lusterko i grzebyk.
Śnieżka: Ależ nie mogę tego przyjąć. Ja chciałam pomóc tak z dobrego serca. Naprawdę nie mogę.
Staruszka: Proszę, chociaż tyle mogę zrobić dla takiej pięknej dziewczynki jak ty. Chociaż raz się uczesz.
Śnieżka: Dobrze.
(Śnieżka włożyła grzebień we włosy i natychmiast zatrzymała się  miejscu jak sparaliżowana a Staruszka odsłoniła się spod chusty, którą była przykryta i wyprostowała się. Była to królowa)
Królowa: Oj, przepraszam. Dałam ci zatruty grzebień. (Diaboliczny śmiech) Żegnam.
Konferansjer: Królowa odeszła a krasnoludki wracają do domu podśpiewując.
Wszystkie Krasnoludki: Hej ho! Hej ho! Do domu by się szło!
Konferansjer: Krasnoludki są zaskoczone tym, że Śnieżka znieruchomiała.
Śpioszek:  Co jej jest?
Nieśmiałek: Mędrek, powiedz co jej dolega!
Mędrek: Nie wiem.
Apsik: Zobaczcie! Ona ma grzebień we włosach i lustro w ręku! A jak tu przyszła nie miała przy sobie nic!
(Gapcio podszedł do Śnieżki i potknął się tak, że zabrał grzebień z włosów Śnieżki, która potem ,,ożyła'')
Wszystkie Krasnoludki (oprócz Gapcia) : Gapcio, jesteś geniuszem!
Gapcio: No jak bym nie wiedział.
Mędrek: Najwyraźniej ten grzebień był zatruty. Skąd go miałaś?
Śnieżka: Pomogłam pewnej starszej kobiecie a ona mi to dała.
(Krasnoludki były zaskoczone)
Nieśmiałek: Nie wolno brać rzeczy od obcych!
(Krasnoludki pokiwały zgodnie głowami)
Śnieżka: Myślicie, że to mogła być królowa?
Mędrek: Mamy pewność. Jutro ktoś z tobą zostanie. Najlepiej Gburek i Wesołek.
Gburek: W ostateczności mogę zostać.
Wesołek: A ja zostanę z największą radością.
(Śnieżka i krasnoludki odeszli a po kwestii konferansjera przychodzi królowa i lustro)
Konferansjer: Krasnoludki i Śnieżka odeszli. A królowa jak zwykle coś knuje.
Królowa: Miło, że czekałeś na mnie przed bramą pałacu. Ale chodź bliżej. A teraz lustereczko, lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?
Lustro: Tyś królowo piękna jak gwiazda na niebie, lecz Śnieżka jest piękniejsza od ciebie.
Królowa: To niemożliwe! Sama osobiście dopilnowałam, żeby się zatruła szczotką!
Lustro: Ale krasnale jej zabrały ten grzebyk.
Królowa: Co za wredne stworzenia!
Lustro: I kto to mówi.
Królowa: Teraz czas na zatrute jabłka!
Lustro: I znowu coś zatrute.
Królowa: Chodź ze mną lustro! Odprowadź mnie do wrót ów pałacu!
Konferansjer: Królowa z lustrem odeszli. A Śnieżka z Wesołkiem i Gburkiem wyszli z chatki na podwórko.
Gburek: Jaki upał. Nie znoszę upałów.
Wesołek: Więc lubisz chłód?
Gburek: Nie lubię chłodu i ciepła.
Śnieżka: Więc lubisz jak jest w sam raz?
Gburek: Tak też nie lubię.
Wesołek: Oj Gburku, uśmiechnij się chociaż raz!
Gburek: Bez uśmiechu na starość nie będę miał zmarszczek.
Wesołek: Ty masz 225 lat a ja 256 lat i wyglądamy ciągle młodo.
Gburek: Bo jesteśmy krasnalami. My się tak szybko nie starzejemy!
Śnieżka: Nie kłóćcie się. Lepiej by było się pogodzić i żyć w przyjaźni.
Wesołek: Śnieżka ma rację.
Śnieżka: Macie konewkę? Podlałabym petunie.
Gburek: Wesołek i ja zaraz ci przyniesiemy konewkę pełną wody. Chodź i przestań się uśmiechać!
(Gburek i Wesołek opuścili scenę i wchodzi królowa po chustą/płaszczem tak czy siak przebrana za staruszkę z koszykiem z jabłkami)
Śnieżka: Ja cię znam. Odejdź ode mnie.
Staruszka (królowa) : Ja przepraszam za tamto. W ramach rekompensaty chciałam ci dać któreś z tych pięknych jabłek.
Śnieżka: No nie wiem czy mogę pani znowu zaufać. (Zwraca się do publiki) Mogę od niej przyjąć te jabłko? Jak sądzicie?
Królowa: Szkoda czasu!
(Królowa uderzyła [lekko] Śnieżkę w głowę a ona upadła. Królowa odchodzi z uśmiechem i podkłada Śnieżce pod głowę poduszkę, którą miała w koszyku. Przychodzi Wesołek z Gburkiem, który trzyma konewkę)
Wesołek: Mamy konewkę!
Gburek: O nie! Co z nas za opiekunowie!
Wesołek: Ona na pewno śpi.
Konferansjer: Przychodzi reszta krasnoludków.
Mędrek: Co tu się dzieje? Czemu Śnieżka leży na podłodze?
Gburek: Według Wesołka ona śpi.
Śpioszek: Szturchnijcie ją to się obudzi.
(Śpioszek ziewnął a Apsik szturchnął Śnieżkę)
Nieśmiałek: Nie znam się ale według mnie to ktoś ją zatruł. To wyjaśnia fakt, że szturchanie jej nie budzi. Potwierdza to też to, że jest na polanie i mogła zjeść coś co jej zaszkodziło.          
Konferansjer: Krasnoludki były strasznie smutne i opłakiwały Śnieżkę. Nagle zjawia się książę.
Książę: A co to za zbiorowisko na tej pięknej polanie? Kim jest ta piękna dziewczyna?
Gapcio: To Śnieżka. Prawdopodobnie ktoś ją zatruł. I czytałem w bajkach, że takie coś może uratować pocałunek prawdziwej miłości.
Książę: Ach tak. Możecie nas zostawić samych?
Konferansjer: Krasnale odeszły a książę nachyla się nad Śnieżką. Ojej! Śnieżka popsikała go (Na niby) gazem pieprzowym!!!
(książę zasłania oczy i zwija się z bólu)
 Książę: Za co?!
Śnieżka: Za to, że nie pozwalasz na polanie spać! Co chciałeś zrobić nicponiu?
Książę: Chciałem się o coś zapytać ale na tę sytuację nie wiem czy wypada.
Śnieżka:  Mów, bez obaw odpowiem najszybciej jak się da.
Książę: Czy zostaniesz moją żoną? Oczywiście po tym jak odwiedzę okulistę.  Ał.
Śnieżka: Zgoda. Ale musimy się lepiej poznać. Jestem Śnieżka. Królewna Śnieżka.
Książę: A ja książę Artur. Kłaniam się.
Konferansjer: Śnieżka i książę odeszli trzymając się za ręce. Królowa natomiast zadowolona z myśli o tym, że plan się udał wchodzi do jej sekretnej sali razem z lustrem.
Królowa: Lustereczko, lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?
Lustro: Tyś królowo piękna jak gwiazda na niebie, lecz Śnieżka jest piękniejsza od ciebie.
Królowa: To nie możliwe! Krasnale nie wiedzą jak ją uratować i nigdy się nie dowiedzą! Jak ona ożyła?!
Lustro: Książę Artur ją uratował. Wezmą teraz ślub.
Królowa: Co! Czym cię mam zbić!
Lustro: Nie możesz mnie zbić, bo wtedy stracisz swoją magiczną moc!
Konferansjer: Królowa sięgnęła z koszyka po jabłko i rzuciła w lustro, które  upadło i wypłynęła z niego magia. Królowa poczuła słabość, upadła na kolana aż w końcu zamknęła oczy. Ona umarła. A Śnieżka razem z księciem wzięli ślub i żyli długo i szczęśliwie.
(Królowa i lustro wstają, przychodzi reszta aktorów i wszyscy się kłaniają)



Wypad na plażę

Siemka:)

Dziś będzie opowiadanie. 

Wypad na plażę

   Spojrzałam za siebie i ujrzałam piękne morze. Księżyc odbijał się w tafli wody, a w oddali była dwójka zakochanych i podziwiało ten widok. Łzy napłynęły mi do oczu. Spojrzałam w przeciwną stronę i moim oczom ukazał się jakiś załamany chłopak. Kopał kamienie będące na pisaku i w pewnym momencie jeden podniósł i rzucił go z całej siły w morze głośno krzycząc. Był załamany. Tak jak ja.
   Chciałam do niego podbiec, wszystko mu wyjaśnić, chociaż, co ja miałam do gadania? To jego wina! Jeszcze siedem minut temu byliśmy na plaży mi trzymaliśmy się za ręce podziwiając ten piękny widok, tak jak dwójka tamtych nieznajomych. Woda obmywała nam bose stopy. Było pięknie, póki on nie przerwał ciszy.
   - Maju, nie możemy się dłużej spotykać. Sprawy się pokomplikowały i nine mogę być z tobą. Przepraszam. - wtedy odszedł. A raczej próbował.
   Jego słowa sprawiły, że przestałam panować nad swoimi odruchami. Czułam jak mi się serce rozrywa na dwie części. Odruchowo złapałam go za rękę i owróciłam. Nie byłam stanie nic powiedzieć. W oczach błyszczały mi łzy, a gardło ściskał smutek. Patrzył na mnie smutno, pocałował moją dłoń i odszedł.
   Głowę miał nisko, widać było, że był przygnębiony. Byłam smutna. Nie mogłam się ruszyć. Usłuszałam wesołe śmiechy dwóch obcych ludzi i puściłam się biegiem na wydmy.
   I tak oto się tu znalazłam.  
   Patrzyłam jak on z desperacją rzucił kamieniem w wodę i krzyknął, chciałam do niego podbiec, chciałam  go pocieszyć, znowu usłyszeć jego głos, ale, nie mogłam. Powstrzymały mnie słone łzy, które zaczęły ciec ciurkiem z moich oczu. Im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej chciałam płakać. Ale nie omgłam oderwać wzroku.
   Nagle przysiadł na piasku i byłam świadkiem jego załamki. Dlaczego wybrał to miejsce i tą porę? Nie, to pytanie jest najmniej ważne. Dlaczego on ze mną zerwał, skoro to teraz tak przeżywa? To było pytanie na miejscu. Ale, prawdopodobnie, nigdy nie uzyskam na nie odpowiedzi.
   Udało mi się odwrócić i zrobiłam krok do przodu. Po nim kolejny i jeszcze jeden, w końcu wydostałam się ze szczytu wydmy i znalazłam przy schodach prowadzących w górę lasu. Już miałam tam iść i opuścić plażę kiedy nagle, poczułam przyjemne ciepło na nadgarstku. Ktoś mnie trzymał, a ja bardzo dobrze znałam ten dotyk. Jednak, to nie mógł być on. Nie miał by casu tu dojść.
   A jednak...
   Odwrócił mnie i spojrzał w moje napuchnięte od płaczu oczy. Ja spojrzałam w jego. Był smutny, tak jak ja. Ale, w jego wzroku dostrzegłam, że jemu jest gorzej niż mi. Wtulił sie we mnie i powiedział:
   - Przepraszam, chłopaki kazali mi wybrać albo ty, albo piłka nożna. Bo twierdzą, że przec ciebie nie mogę się skupić na grze, bo stają się lepsi. A to raczej wina ich długich treningów, które od czasu do czasu zaniedbuję. - Jego szept wydawał się kojący, a oddech opatulił mnie jak ciepły szalik w chłodny, zimowy dzień.
   - Wybaczysz mi? Ja, wolę ciebie, Maju. A  chłopakom powiem, że to nie twoja sprawka. Tylko, wybacz mi.
   - Wybaczam, ale nigdy więcej, nie rób niczego wbrew swojej woli! Słuchaj głosu serca i nie pozwól komu kolwiek żądzić twoim życiem. Bo masz tylko jedno. Nie zmarnuj go.
   Wróciliśmy na plażę, a tamci obcy patrzyli na nas ytającym wzrokiem. Pewnie uważali nas za wariatów, najpierw zerwanie i łzy, a potem znowu wspólny, romantyczny wypad w to samo miejce. Może wcześniej, kiedyś, zainteresowało by mnie to, co myślą. Ale nie teraz, nie kiedy znowu byłam szczęśliwa. 

wtorek, 12 lutego 2013

Opowiadanie walentynkowe

Siemka:)
Wiem, dziś nie ma walentynek, ale mam pomysł a 14 może mnie nie być na kompie. Więc walentynkowe opowiadanie zamieszczam dzisiaj.

Walentynkowy wieczór

   Przysunęłam krzesło do okna, weszłam na nie a następnie usiadłam na parapecie. Nie interesowało mnie to, że parapet może pęknąć czy coś. Teraz liczyło się tylko czy on przyjdzie, czy nie. 
   Patrzyłam przez okno długie godziny i nic. Czasem tak siedząc myślałam, że może na pewno mam odrobione wszystkie zadania domowe. Gdyby nie, to odrabiając je zabiłabym wydłużający się czas. Może dziś nie jest 14 luty? Natychmiast spojrzałam na datę wyświetloną w telefonie. Bez wątpienia. Dziś walentynki. 
   Już dziewiętnasta. Ulice puste. Coś mi mówiło, że czas zrezygnować, nie patrzeć się w dobrze mi znaną okolicę. Ale ja nie tchórzę! Ja się nie poddaje! Poczekam wytrwale! Ale ze mnie uparciuch, pomyślałam. 
   Oparłam głowę o szafkę znajdującą się w pozycji gdzie kończy się parapet. Zamknęłam oczy, już miałam odpłynąć kiedy nagle...
   Piip Piip!
   Wystraszona upadłam na podłogę z głośnym hukiem! Wyjęłam telefon z kieszeni. Sms. ,,Ciekawe od kogo'' pomyślałam sarkastycznie. Doskonale wiedziałam, kto mi go wysłał. Na wyświetlaczu ukazała mi się wiadomość ,, Masz pięć, sześć minut na wyszykowanie się. Już po Ciebie wychodzę.''. No wreszcie napisał ,,ciebie'' z wielkiej litery! Myślałam, że się nigdy nie nauczy pisania tego i podobnych wyrazów z wielkiej litery. Wreszcie moje nauki zwrotów grzecznościowych przynoszą efekty! Ale nie to było najważniejsze, obiecywał, że będzie o czternastej, a nie dziewiętnastej! Jego znajomość na zegarku mnie czasem dobija. I jeszcze napisał ,,masz pięć sześć minut na wyszykowanie się'' no prosze! Od pięciu godzin jestem gotowa! Ale, skoro są walentynki, nie  będę mu robiła afer. W końcu to tylko pięć godzin, komputer jest ważniejszy!
Nie, jednak bez afery się nie obejdzie! Ale, będzie na spokojnie, o ile tak umiem. 
   Wstałam z podłogi i dopiero zdałam sobie sprawę, że boli mnie głowa i reszta ciała, a do tego, mam poczochrane włosy! Spojrzałam przez okno. Już idzie. Dlaczego, jak pisze, że będzie za pięć minut, jest za minutę albo dwie?
   Nie tracąc czasu ruszyłam ku łazience, żeby wy szczotkować włosy. Jak na złość była zajęta. Wróciłam do pokoju, wyjęłam szczotkę z tornistra i zaczęłam rozplontywać włosy. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę, że po niej mam strasznie naelektryzowane włosy, ale nie miałam wyboru.
   Schowałam szczotkę z powrotem i usłyszałam dzwonek do drzwi. ,,Pięć, sześć minut? On chyba naprawdę nie zna się na zegarku'' pomyślałam.
  Zbiegłam po schodach i zawołałam ,,To do mnie!'' jako znak ostrzegawczy, żeby nikt nie otwierał. 
  Podeszłam do drzwi i nie umknęło mi, że mama stoi w progu kuchni naprzeciwko werandy, a jej spojrzenie mówiło ,,o tej porze? Nigdzie nie wyjdziesz młoda damo''. A w zamian rzuciłam jej spojrzenie ,,Proszę'' i starałam się przybrać najardziej urokliwy wyraz twarzy. Gdy ujrzałam, iż mama bierze głęboki, zrezygnowany wdech, wreszcie się uśmiechnęłam. I z tym wyrazem twarzy otworzyłam drzwi. 
   Natan chyba po raz pierwszy się uczesał! Chociaż ten jego dotychczas owy nieład był bardzo artystyczny. I muszę przyznać, ładnie mu było. A teraz dostrzegłam, że ma podobny fryz jak mój brat! Oczy miał niebieskie, ale nie, to złe określenie, one były diamentowe! Zawsze jak mnie odwiedzał takie miał. Chociaż czasem, jak jest w nieco innym nastroju, wydają się szmaragdowe. Tak czy siak, wyglądają jak kamienie szlachetne!
   Uśmiechnął się do mnie łobuzersko, a ja do niego ciepło. Staliśmy tak dwie sekundy i  w końcu się przywitałam zwykłym, starym ,,cześć''. On na to uśmiechnął się szerzej i to był już taki uśmiech, że myślałam, iż znowu zeświruje i się ukłoni, tak jak w średniowieczu. Ale tego nie zrobił. Wszedł do werandy, spojrzał na moją mamę i wreszcie się odezwał.
   - Dzień dobry. Czy mógłbym na chwilę zabrać Anielę?
   - Zgoda, ale wróćcie przed dwudziestą drugą! - Natan na powrót miał łobuzerski uśmiech a ja zwykły, wesoły.
   Chwycił mnie za rękę i wyprowadził z domu. Jak na luty było ciepło, lekki wiaterek nikomu nie przeszkadzał. Gdyby jeszcze było południe, pewnie słońce sprawiłoby, że jego włosy miałyby bardziej złocistą barwę, a tak, lipa. 
    Zrezygnowałam z robienia afery, przynajmniej dzisiaj. Musiałam wymyśleć coś innego, żeby zakłucić ciszę. 
   Otworzył furtkę i puści mnie przodem, Zamknął ją i zatrzymał się. Zrobiłam to samo i chciałam zapytać o co chodzi, ale on jakgdyby czytał mi w myślach już odpowieział.
   - Chciałbym, żebyś na coś mi pozwoliła.
   - Mianowicie? 
   - Chcę ci zrobić niespodziankę i nie możesz widzieć gdzie idziemy. Więc, cze mogę zasłonić ci oczy? -przy ostatnim zdaniu wyjął z kieszeni spodni kawałek ciemnogranatowego materiału. 
   - Dobra, tylko nic nie kombinuj!
   - A co miałbym kombinować?
   - Nie weim, ale ty jesteś do wielu rzeczy zdolny!
   - Zaufaj mi. - powiedział to takim tonem, że nie mogłam mu sie oprzeć. Kiwnęłam głową i owinął zasłonił mi oczy materiałem. 
   - Nie za mocno? - zapytał, kiedy robił supełek z tyłu mojej głowy.
   - Nie. - odpwiedziałam.
   Pod stopami czułam chodnik a w mojej dłoni dłoń Natana. Objaśniał mi kiedy mam się zatrzymać a kiedy skręcić i gdzie. W pewnym momencie poczułam kamyki pod nogami. Szliśmy dalej i kamyki zmieniły się w piasek, ziemię, patyki. Szliśmy jakąś ścieżką. I na pewno leśną, bo to jedyne wyjaśnienie, tego, że słyszałam ptaki i czułam świeże powietrze oraz słyszałam szum drzew. Sądząc po zakrętach kierowaliśmy się na polankę. Dobrze znałam tą drogę, spacerowałam tam od czasów zerówki. 
   -Jesteśmy na miejscu - zakominikował i odsłonił mi oczy. 
   Ujrzałam pięknie przystrojone lampkami choinkowymi drzewka i choinki. Leżały one równierz dookoła dużego kocu piknikowego. Było tam piękniej niż w bajce. Wydawało mi sie, że śnię, ale buzuak w policzek, którym mnie teraz obdarował, powinien mnie obudzić, gdyby to był sen. 
 Odebrało mi mowę. Nie sądziłam, że ktoś tak nieogarnięty jak Natan, zrobiłby takie coś. Uświadomołam sobie, że mam otwartą buzię i pewnie oczy jkak pięć złoty. Pośpiesznie się uśmiechnęłąm zachwycona i rzuciłam się mu na szyję. Zrobił ze mną obrót dookoła własnej osi i puścił mnie. 
   - Sam to zrobiłeś? - spytałam z niedowierzeniem
   - Można powiedzieć...
   - Kto ci pomagał?
   Nagle słychać było jak ktoś się przewraca. Mogłam się domyśleć, Michał mu pomagał. Ale moment, on zawsze wszystko psuje, a teraz... Coś tu było nie tak!
   - On ci pomagał?!
   - Taa... Jego tata pożyczył przenośny generator czy coś takiego. Więc jest oświetlenie. Michał będzie go pilnował. Miachał, idź tam i pilnuj tego! - Michał zasalutował i popędził w las komiąc szyszkę niczym piłkę.
   Natan i ja usiedliśmy na kocu. (...)




A dalej nie mam pomsłów xD więc, może następnym razem dokończe, bo aktualnie uznajmy, że bohaterowie spędzili romantyczny wieczór. 
 
 

piątek, 1 lutego 2013

Lubię deszcz...

Hej:)
Przepraszam za długą nieobecność, ale siora nie dawała na kompa.
A tak do tematu, dziś będzie wiersz o deszczu.

Lubie deszcz

Lubie deszcz, bo zasłania moje łzy,
które są smutkiem wywołane. A ten
smutek powstał tak, że nie ma ciebie
obok mnie.

Dlaczego to tak jest?
Przecież nie lubimy się,
nie gadamy,
obrzydzamy a i tak ten świat,
bez ciebie jest zero wart.