wtorek, 12 lutego 2013

Opowiadanie walentynkowe

Siemka:)
Wiem, dziś nie ma walentynek, ale mam pomysł a 14 może mnie nie być na kompie. Więc walentynkowe opowiadanie zamieszczam dzisiaj.

Walentynkowy wieczór

   Przysunęłam krzesło do okna, weszłam na nie a następnie usiadłam na parapecie. Nie interesowało mnie to, że parapet może pęknąć czy coś. Teraz liczyło się tylko czy on przyjdzie, czy nie. 
   Patrzyłam przez okno długie godziny i nic. Czasem tak siedząc myślałam, że może na pewno mam odrobione wszystkie zadania domowe. Gdyby nie, to odrabiając je zabiłabym wydłużający się czas. Może dziś nie jest 14 luty? Natychmiast spojrzałam na datę wyświetloną w telefonie. Bez wątpienia. Dziś walentynki. 
   Już dziewiętnasta. Ulice puste. Coś mi mówiło, że czas zrezygnować, nie patrzeć się w dobrze mi znaną okolicę. Ale ja nie tchórzę! Ja się nie poddaje! Poczekam wytrwale! Ale ze mnie uparciuch, pomyślałam. 
   Oparłam głowę o szafkę znajdującą się w pozycji gdzie kończy się parapet. Zamknęłam oczy, już miałam odpłynąć kiedy nagle...
   Piip Piip!
   Wystraszona upadłam na podłogę z głośnym hukiem! Wyjęłam telefon z kieszeni. Sms. ,,Ciekawe od kogo'' pomyślałam sarkastycznie. Doskonale wiedziałam, kto mi go wysłał. Na wyświetlaczu ukazała mi się wiadomość ,, Masz pięć, sześć minut na wyszykowanie się. Już po Ciebie wychodzę.''. No wreszcie napisał ,,ciebie'' z wielkiej litery! Myślałam, że się nigdy nie nauczy pisania tego i podobnych wyrazów z wielkiej litery. Wreszcie moje nauki zwrotów grzecznościowych przynoszą efekty! Ale nie to było najważniejsze, obiecywał, że będzie o czternastej, a nie dziewiętnastej! Jego znajomość na zegarku mnie czasem dobija. I jeszcze napisał ,,masz pięć sześć minut na wyszykowanie się'' no prosze! Od pięciu godzin jestem gotowa! Ale, skoro są walentynki, nie  będę mu robiła afer. W końcu to tylko pięć godzin, komputer jest ważniejszy!
Nie, jednak bez afery się nie obejdzie! Ale, będzie na spokojnie, o ile tak umiem. 
   Wstałam z podłogi i dopiero zdałam sobie sprawę, że boli mnie głowa i reszta ciała, a do tego, mam poczochrane włosy! Spojrzałam przez okno. Już idzie. Dlaczego, jak pisze, że będzie za pięć minut, jest za minutę albo dwie?
   Nie tracąc czasu ruszyłam ku łazience, żeby wy szczotkować włosy. Jak na złość była zajęta. Wróciłam do pokoju, wyjęłam szczotkę z tornistra i zaczęłam rozplontywać włosy. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę, że po niej mam strasznie naelektryzowane włosy, ale nie miałam wyboru.
   Schowałam szczotkę z powrotem i usłyszałam dzwonek do drzwi. ,,Pięć, sześć minut? On chyba naprawdę nie zna się na zegarku'' pomyślałam.
  Zbiegłam po schodach i zawołałam ,,To do mnie!'' jako znak ostrzegawczy, żeby nikt nie otwierał. 
  Podeszłam do drzwi i nie umknęło mi, że mama stoi w progu kuchni naprzeciwko werandy, a jej spojrzenie mówiło ,,o tej porze? Nigdzie nie wyjdziesz młoda damo''. A w zamian rzuciłam jej spojrzenie ,,Proszę'' i starałam się przybrać najardziej urokliwy wyraz twarzy. Gdy ujrzałam, iż mama bierze głęboki, zrezygnowany wdech, wreszcie się uśmiechnęłam. I z tym wyrazem twarzy otworzyłam drzwi. 
   Natan chyba po raz pierwszy się uczesał! Chociaż ten jego dotychczas owy nieład był bardzo artystyczny. I muszę przyznać, ładnie mu było. A teraz dostrzegłam, że ma podobny fryz jak mój brat! Oczy miał niebieskie, ale nie, to złe określenie, one były diamentowe! Zawsze jak mnie odwiedzał takie miał. Chociaż czasem, jak jest w nieco innym nastroju, wydają się szmaragdowe. Tak czy siak, wyglądają jak kamienie szlachetne!
   Uśmiechnął się do mnie łobuzersko, a ja do niego ciepło. Staliśmy tak dwie sekundy i  w końcu się przywitałam zwykłym, starym ,,cześć''. On na to uśmiechnął się szerzej i to był już taki uśmiech, że myślałam, iż znowu zeświruje i się ukłoni, tak jak w średniowieczu. Ale tego nie zrobił. Wszedł do werandy, spojrzał na moją mamę i wreszcie się odezwał.
   - Dzień dobry. Czy mógłbym na chwilę zabrać Anielę?
   - Zgoda, ale wróćcie przed dwudziestą drugą! - Natan na powrót miał łobuzerski uśmiech a ja zwykły, wesoły.
   Chwycił mnie za rękę i wyprowadził z domu. Jak na luty było ciepło, lekki wiaterek nikomu nie przeszkadzał. Gdyby jeszcze było południe, pewnie słońce sprawiłoby, że jego włosy miałyby bardziej złocistą barwę, a tak, lipa. 
    Zrezygnowałam z robienia afery, przynajmniej dzisiaj. Musiałam wymyśleć coś innego, żeby zakłucić ciszę. 
   Otworzył furtkę i puści mnie przodem, Zamknął ją i zatrzymał się. Zrobiłam to samo i chciałam zapytać o co chodzi, ale on jakgdyby czytał mi w myślach już odpowieział.
   - Chciałbym, żebyś na coś mi pozwoliła.
   - Mianowicie? 
   - Chcę ci zrobić niespodziankę i nie możesz widzieć gdzie idziemy. Więc, cze mogę zasłonić ci oczy? -przy ostatnim zdaniu wyjął z kieszeni spodni kawałek ciemnogranatowego materiału. 
   - Dobra, tylko nic nie kombinuj!
   - A co miałbym kombinować?
   - Nie weim, ale ty jesteś do wielu rzeczy zdolny!
   - Zaufaj mi. - powiedział to takim tonem, że nie mogłam mu sie oprzeć. Kiwnęłam głową i owinął zasłonił mi oczy materiałem. 
   - Nie za mocno? - zapytał, kiedy robił supełek z tyłu mojej głowy.
   - Nie. - odpwiedziałam.
   Pod stopami czułam chodnik a w mojej dłoni dłoń Natana. Objaśniał mi kiedy mam się zatrzymać a kiedy skręcić i gdzie. W pewnym momencie poczułam kamyki pod nogami. Szliśmy dalej i kamyki zmieniły się w piasek, ziemię, patyki. Szliśmy jakąś ścieżką. I na pewno leśną, bo to jedyne wyjaśnienie, tego, że słyszałam ptaki i czułam świeże powietrze oraz słyszałam szum drzew. Sądząc po zakrętach kierowaliśmy się na polankę. Dobrze znałam tą drogę, spacerowałam tam od czasów zerówki. 
   -Jesteśmy na miejscu - zakominikował i odsłonił mi oczy. 
   Ujrzałam pięknie przystrojone lampkami choinkowymi drzewka i choinki. Leżały one równierz dookoła dużego kocu piknikowego. Było tam piękniej niż w bajce. Wydawało mi sie, że śnię, ale buzuak w policzek, którym mnie teraz obdarował, powinien mnie obudzić, gdyby to był sen. 
 Odebrało mi mowę. Nie sądziłam, że ktoś tak nieogarnięty jak Natan, zrobiłby takie coś. Uświadomołam sobie, że mam otwartą buzię i pewnie oczy jkak pięć złoty. Pośpiesznie się uśmiechnęłąm zachwycona i rzuciłam się mu na szyję. Zrobił ze mną obrót dookoła własnej osi i puścił mnie. 
   - Sam to zrobiłeś? - spytałam z niedowierzeniem
   - Można powiedzieć...
   - Kto ci pomagał?
   Nagle słychać było jak ktoś się przewraca. Mogłam się domyśleć, Michał mu pomagał. Ale moment, on zawsze wszystko psuje, a teraz... Coś tu było nie tak!
   - On ci pomagał?!
   - Taa... Jego tata pożyczył przenośny generator czy coś takiego. Więc jest oświetlenie. Michał będzie go pilnował. Miachał, idź tam i pilnuj tego! - Michał zasalutował i popędził w las komiąc szyszkę niczym piłkę.
   Natan i ja usiedliśmy na kocu. (...)




A dalej nie mam pomsłów xD więc, może następnym razem dokończe, bo aktualnie uznajmy, że bohaterowie spędzili romantyczny wieczór. 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz