niedziela, 20 stycznia 2013

Koniec z tą opowiastką!

Hej:)

No więc, z powodu braku czasu, oraz mojego lenistwa postanowiłam nie pisać już tego co było związane z Kariną, tylko rozpocząć coś nowego i krótszego:) Wam pewnie też nie chciało się czytać tak duuuużo. Więc od dziś będę pisała coś innego:) Może jakąś historie romantyczną, albo komedie? Jeszcze nie wiem, ale coś wy kombinuje:) Jak na razie zostawiam opowiadanie:

Bez tytułu  
 Kiedy się obudziłam, otulona byłam płatkami śniegu i wiedziałam, że coś jest nie tak. Choć nic nie pamiętałam, byłam pewna, że uciekłam z domu. Spojrzałam w górę i ujrzałam księżyc. Był piękny i w pełni. Nie zapomnę tego momentu. 
  Przyglądałam się mu badawczo, bo kratery były bardzo wyraźne i wydawało mi się, że... on się uśmiechał. Natychmiast otarłam oczy i spojrzałam jeszcze raz. Nic z tego, ciągle się uśmiechał. 
   Zrobiłam krok w tył poczym obróciłam się i nie wiem czemu biegłam przed siebie. W końcu się potknęłam. Zalała mnie fala zimna, strachu i Bóg wie czego jeszcze. Usłyszałam wołanie:
   - Nie chowaj się, Aniu, gdzie jesteś? Nic ci nie zrobię! - i w tedy zdałam sobie sprawę, że przed kimś uciekałam.
   Schowałam się za drzewem, upewniając się, że jestem niewidoczna. Zobaczyłam tego mężczyznę, który mnie wołał. Jak stąpał po ziemi, drzewa w lesie zdawały się być przerażone. Jego lokowane  brązowe włosy były straszne, twarz miał brzydką i z wrednym wyrazem twarzy. Odziany był w zgniło zieloną kurtkę, na której były ślady zadrapania i brązowe spodnie z dziurami, z pewnością niezrobionymi fabrycznie. Jak tylko dostrzegłam w jego ręku nóż, stanęłam wyprostowana za drzewem i wzięłam głęboki wdech. 
   Mężczyzna znowu mnie wołał, ale ani myślałam do niego podchodzić. ego kroki słychać było coraz bliżej i bliżej... Rzuciłam się do ucieczki i to w samą pore, bo norzem uderzył w drzewo, gdzie jeszcze przed chwilą miałam głowę. Biegłam przed siebie nie patrząc czy dalej mnie goni, czy sobie odpuścił. ,,Ciekawe co zrobiłam, że mnie goni?'' myślałam.
   Wybiegłam z lasu i ujrzałam śliczny dom. Byłam w ogródku i widziałam ścieżkę wiodąco do szklanych drzwi. Na chwilę się uspokoiłam, ale odwróciłam się i zobaczyłam tego faceta, który był coraz bliżej. Podbiegłam do tych drzwi i pukałam jak szalona, by ktoś mi je otworzył, nim będzie za puźno.
   Ktoś za szybą zapalił światło. Moim oczom ukazał się piękny salon urządzony w nowoczesnym stylu. Nożownik był już w ogródku i ze strasznym uśmieszkiem złoczyńczy zbliżał się do mnie. Nie przestawałam pukać. Za szybą była jakaś kobieta. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Łzy nadal ciekły mi z oczu a ona bez problemu otworzyła mi drzwi. Weszłam i natychmiast je zamknęłam.
   - Dziękuję pani i prosze, niech pani teraz te drzwi zakluczy! Ten facet chce mnie zabić a ja nie wiem za co! - krzyczałam w panice.
   Kobieta wyjrzała za szybę i zaraz zakluczyła drzwi. Do pokoju wkroczył mały chłopiec w niebieskiej piżamie, którą ozdabiały samochody.
   - Ania! Wróciłaś! - chłopiec ruszył w moim kierunku i mocno mnie przytulił.
   - Adaś, nie czas na to, musimy prędko zadzwonić na policję, przynieś mi mój telefon. - rzekła kobieta. Głos miała miły, aczkolwiek stanowczy.
   Po krótkim czasie przyjechali policjanci. Zajeli sie nożownikiem. Z nimi przyjechał doktor i stwierdził u mnie zaniki pamięci. Okazało się, że zostałam porwana. Podobno miałam szczęście, że jestem szybka. W końcu, jak twierdzi kobieta, która jest moją mamą, mam złoty medal za biegi. Dobrze, że ta historia się szczęśliwie zakończyła.


Wiem, końcówka licha i ogólnie lipa.
A wy uważacie tak samo, czy inaczej? Napiszcei komentarze, prosze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz