sobota, 19 stycznia 2013

W nowej szkole

Siema!
Wreszcie! Napisałam te dalsze losy i naprawdę, wyszło nawet ciekawie... Ale to wy to macie ocenić nie ja. Zapraszam do czytania:)
P.S. Zbierzność osób i nazwisk PRZYPADKOWA!

W nowej szkole
 
 Karina wstała wczesnym rankiem, ubrała się na galowo w czarną spódniczkę, białą bluzkę i czarne lakierki. Włosy wyprostowała, choć nadal miała puszyste. Rzęsy potraktowała niezmywalnym tuszem a na usta nałożyła lekki, różowy błyszczyk. Zdążyła pomalować swoje długie paznokcie bezbarwnym lakierem.    Wyszła do kuchni, zjadła sałatkę, znowu pomalowała usta błyszczykiem i wyszła z domu żegnając się z tatą.
  W samochodzie siedziała mama i czekała na Karinę. Podwiozła ją do szkoły i się pożegnała, życząc miłego dnia i powodzenia.
   Dziewczyna wyszła z samochodu. Wkroczyła do szkoły pewnym krokiem i na widok tak małego korytarza i w porównaniu z jej starą szkołą, małą ilością uczniów, była przerażona. ,,W stu procentach nie poznam tu nikogo fajnego'' pomyślała, gdy zobaczyła jak się zachowują uczniowie. Weszła głębiej korytarza i natychmiast podszedł do niej pewien chłopak.
   - Cześć! Jestem Artur, a ty pewnie to ta nowa?
   - Tak, jestem Karina i miło mi cię poznać.
   - Mi również. Będziemy chodzili razem do klasy. Widzę, że jesteś lekko zdezorientowana. Może zaprowadzić cię na apel?
   - A mógłbyś?
   - Jasne, sam też bym tam szedł.
   - Faktycznie. - stwierdziła Karina i natychmiast poszli razem prosto na salę, zajmując naprawdę dobre miejsca w głębi sali.
   - Słyszałem, że przez całe życie mieszkałaś za granicą. Szczerze mówiąc zaskoczyła mnie twoja polszczyzna. Uczyłaś się tam polskiego?
   - Nie, to wina moich genów. Rodzice znaleźli mnie w Nowym Yorku przed drzwiami swojego mieszkania, jak miałam trzy latka. Zaadoptowali mnie i byli zaskoczeni, tym że mówiłam tak dobrze zarówno po polsku, jak i po angielsku. Chociaż, podobno mówiłam czasem jakieś dziwne, nieznane im słowa nie wiadomo po jakiemu! - Karina wpatrywała się w jego proste, obcięte na ukos, brązowe włosy i gładką cerę. Miał niebieskie oczy i ogólnie był przystojny. Był mniej więcej wysoki jak Karina. Dziewczyna zauważyła, że Artur wsłuchiwał się w jej opowieść, nie chcąc niczego pominąć a jednocześnie wpatrywał się w nią jak w obrazek.
   - Bardzo ciekawa i zarazem smutna opowieść - powiedział, jak tylko skończyła opowiadać.
   - A do tego prawdziwa.- rzekła pod nosem. Artur tego nie usłyszał i Karina była w duchu wdzięczna za to.
   Apel się rozpoczął. Nauczyciele uciszali gadających uczniów i zaczęli o czymś mówić. Karina starała się słuchać, ale cały czas rozmyślała, dlaczego ten chłopak był dla niej miły? Czemu to nie z jakimiś dziewczynami się zakolegowała od razu, tylko z chłopakiem?! To do niej nie docierało. Musiała znaleźć jakąś przyjaciółkę i w jej przypadku szybko!
    Gdy tylko apel się zakończył, Artur zaprowadził Karinę do klasy, która była ,,ich'' salą. To była wielka, polonistyczna sala z zielonymi ławkami i krzesłami. Sześcioma tablicami korkowymi, nad którymi widniały zdjęcia najsłynniejsych pisarzy, nie tylko polskich. Ściany były kremowe, biórko nauczycielskie z drewna o bardzo jasnym odcieniu brązu, stało tuż przy oknie. Na przeciwko biórka znajdowały się ławki, w sali były ich trzy rzędy: przy oknach, środkowe i przy ścianie.
    Artur zaprosił Karinę, żeby usiadła z nim w drugiej ławce środkowego rzędu. Dziewczyna posłusznie usiadła obok niego.
   Do sali wparowała jak burza pani Czarnowska. Była to tęga kobieta o krótkich czarnych włosach i piwnych oczach. Na brodzie miała wielki pieprzyk i ogólnie była strasznie brzydka i pomarszczona. Wyglądała jak kobieta na emeryturze. Karinę przeleciał dreszcz, bo to z tą kobietą musiała mieć godzinę wychowawczą i język polski.
   - Witaj moja klaso, znacie zasady? Te miejsca jakie macie teraz obowiązują was na lekcji języka polskiego przez cały rok! Chyba, że będą z was gaduły to porozsadzam! - W jej krzyku można było wyczuć nutkę spokoju a ze słów dostrzec było, że uczyła podstawówkę przez dobre sześć, dziesięć lat.
   - Hmmm, a ciebie nie pamiętam - zwróciła się do Kariny - Na środek się przedstaw!
   Karina wyszła na ,,środek'' klasy, czyli przed tablicę i się przedstawiła:
   - Nazywam się Karina Watson - tu śmiech uczniów z klasy, z wyjątkiem Artura, bo reszta skojarzyła sobie Scherloka Holms'a. - Tak, bardzo śmieszne. Tym sposobem ukazujecie wasz niski poziom inteligenci. Ale to chyba normalne, czyż nie? Wy Polacy ze wszystkiego zrobicie coś śmiesznego. -przemawiała z anielskim spokojem - Kontynuując, pochodzę z Nowego Yorku znajdującego się w Ameryce. Jestem w waszym wieku, interesuje mnie nowoczesna technologia, względnie komputery. Jednak w przyszłości nie mam zamiaru być informatyczkę, tylko, cóż to zostaje zagadką, nawet dla mnie samej. -zakończyła. Wszyscy zrobili zaskoczone miny ( z wyjątkiem Artura i pani Czarnowskiej), jak by nie osądzali, amerykanki o tak dobrą polszczyznę. Zmieszana tym faktem dziewczyna dodała:
   - Pytania? -Pewien blondyn o potężnej posturze, której nie uformowały mięśnie podniósł rękę.
   - Tak? - zapytała niczym nauczycielka.
   - Gdzie nauczyłaś się tak dobrze mówić po polsku?! - Karina zrobiła minę, jak by starała się to ukryć. Ale przecież zdradziła to Arturowi, czemu nie może całej klasie? Może to przez te jego piękne oczy... Nie! Z pewnością uważała go za osobę godną zaufania ale, czemu?
   - Wiesz, moi rodzice są polakami. - wydusiła z siebie.
   - Starczy tego, teraz poznacie wasz plan lekcji. Karino, usiądź na miejsce i notuj.
   Dziewczyna posłusznie usiadła obok Artura a pani Czarnowska pisała na talicy to, co miała wydrukowane na jakiejś kartce. Karina wszystko zapisywała w swoim biało-czarnym zeszycie w kratkę. Jego okłatka miała dwa kolory zmieniające się na przemian to biały, to czarny i znowu biały. Kolory układały się w fale, co nadawało uroku temu pięknemy zeszytowi, który dostała na gwiazdkę od jej przyjaciółki z USA.
   Kiedy pani Czarnowska zakończyła pisać odsłoniła tablicę i powiedziała, że klasa ma pięć minut na zapisanie, a pod nosem dodała ,,tak mało, bo muszę się przebrać w dresy, te ciuchy mnie uwierają.''. Karine roześmiała a uwaga, przez co klasa rzyciła na nią podejrzane spojrzenie, ale ona próbowała nie dać po sobie poznać zawstydzenia.
   Po napisaniu wszystkiego usłyszała klakson, podeszła do okna i ujrzała Skodę swojego taty, w której siedziała jej mama. Przesłoniła ze wstydu oczy ręką i po sekundzie zdjęła ją.
   - Nie wiem jak to u was w Ameryce, ale u nas jak rodzice kogoś odbierają, nie dzwonią klaksonem! - rzekła rozwścieczona pani Czarnowska. Można było to zrozumieć, nie codzień spotyka się tak... nietypową rodzinę.
   - Przepraszam. Moich rodziców dawno nie było w Polsce i zapomnieli jakich rzeczy się nie robi. - zestresowana dziewczyna, żeby rozładować napięcie  i rozweselić klase dodała:
   - Raz na stacji chcieli zapłacić euro, bo zapomnieli jaka tu jest waluta. -  niestety, nikt się nie zaśmiał. Pożegnała się i wyszła jeszczeraz przepraszając.
   Po przekroczeniu drzwi szkoły maszerowała rozwścieczona do samochodu. Wygarnęła mamie, że nie powinna trąbić itp itd. Opowiedziała jej nieszczegółowo jak przebiegł dzień w szkole (nieszczegółowo oznacza zero wzmianki o Arturze).
   Wrócili do domu. Karina pomaszerowała do swojego pokoju, nadal obrażona na mamę. Dzień spędziła pakuąc książki, upewniając się czy wszystko ma, leżakując i marząc o tym, by mieć hamak... Zamknęła oczy i odpłynęła w głębokim śnie...  


Przepraszam za błędy ortograficzne, które mogły się wkraść i prosze o komentarze:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz